wtorek, 20 lutego 2018

"Strażniczka Wielkiej Brytanii..." cz. 2

♥Madryt♥
 Drogami Madrytu przechadzał się starszy pan, ludzie, którzy go mijali mogliby pomyśleć, że poczciwy starzec nie ma pojęcia, gdzie zmierza. Szedł głęboko zamyślony, rozglądając się. On jednak doskonale wiedział dokąd zmierzał. Miał wiernego druha. Już wiele lat przeżyli razem. Szedł bardzo powoli, podpierając się laską. W tym momencie zobaczył chłopaka, właśnie wysiadał z samochodu, kierował się do studia, na zdjęcia. Był najsłynniejszym modelem w całej Hiszpanii. Nikt nigdy by nie pomyślał, że ten sławny chłopak może być bardzo nieśmiały. Nagle starszy pan, który właśnie wszedł na pasy, przewrócił się. Młodzieniec, gdy tylko to zobaczył zerwał się i szybko pomógł mu wstać oraz przejść na drugą stronę jezdni. Starzec chwycił go za ramię i powiedział "Jesteś wybrańcem Matt". Ten, gdy usłyszał swoje imię stanął prosto i zilustrował mężczyznę. Nie przypominał sobie żeby go znał, a może? Wtedy pomyślał, że pewnie widział go na jakiejś okładce czasopisma. Mędrzec uśmiechnął się ciepło i ruszył bez słowa, tym razem poruszał się bez problemu, laskę trzymał pod pachą. Brązowooki jeszcze przez chwilę obserwował tajemniczego starca. Z tej czynności wyrwał go jego menadżer wołając jak zwykle "czas to pieniądz". Kiedy model udał się na zdjęcia, starszy pan skierował się w jedną z najpiękniejszych uliczek, przeszedł przez jedną z furtek i za pomocą swej podpory zadzwonił w dzwonek. Po chwili drzwi otworzyła pewna kobieta, powiedział, że jest zmęczonym wędrowcem i spytał czy może prosić o trochę wody oraz coś ciepłego do zjedzenia, oczywiście cały czas podpierał się na swojej lasce. Kobieta bez zastanowienia wpuściła go do środka i zaprowadziła go do salonu. Sama poszła do kuchni, a w tym momencie z torby starca wyleciało małe stworzonko.
- Mistrzu, co sądzisz? - istota spojrzała na niego i oczekiwała odpowiedzi.
- Matka ma tak samo dobre serce, jak jej syn. Ale to chłopak jest wybrańcem, to on musi odnaleźć Elizabeth i Cassidy. Dlatego musi wyjechać do Paryża, dziewczyny za niedługo też wyruszą. Powiadomiłem panią Belinę. Martwię się jednak, młoda Maycy będzie szukać swej ciotki, na próżno... 
Starzec skończył swój wywód, gdy zobaczył zbliżający się cień. Do pokoju weszła pani Olsen z herbatą oraz ciepłym obiadem. Podała tacę  posiłkiem Mistrzowi Fu, a w tym momencie do domu wszedł Matt, gdy zobaczył staruszka w swoim salonie, stanął jak wryty. Powoli wszedł do pomieszczenia i usiadł przy stole na przeciw mędrca, ten poprosił jego rodzicielkę o kawałek chleba do posiłku. Kobiecina spojrzała na niego, ale w końcu ruszyła po chleb, musiała wyjść do sklepu, ponieważ jak się okazało, pieczywo  skończyło się. Panowie zostali sami. Zza pleców mistrza wyleciało małe stworzonko, chłopak się go przestraszył i podskoczył na krześle. Mężczyzna zapewnił, że nie ma czego się bać, i wręczył mu pudełko. Objaśnił mu wszystko, a potem poprosił, żeby ten otworzył szkatułkę, ten uczynił to i z pudełeczka wyleciało małe stworzonko, patrzyło na chłopaka swoimi wielkimi oczami. Wskazało na wnętrze. W środku była karteczka oraz broszka. Kiedy chłopak spojrzał przed siebie starszego pana już nie było. W tym momencie do domu weszła jego matka i zdziwiona popatrzyła na syna, który w tym momencie czytał list oraz przeglądał zdjęcia, które były dołączone do listu. Na zdjęciach były przedstawione dwie dziewczyny. Spojrzał na mamę i wypowiedział tylko: "Wyjeżdżam do Paryża". Mama popatrzyła na niego i ze łzami w oczach przytaknęła. Nie potrafiła mu zabronić, nigdy niczego mu nie zabraniała. Chłopak ruszył do pokoju, przez Internet zamówił bilet na samolot, który miał następnego dnia i szybko zaczął się pakować, zajęło mu to nie dużo czasu, stwierdził, że zostanie u Adriena, swojego kuzyna. Nie widzieli się od czasów dzieciństwa. Dzień dobiegał końca, a on musiał rano wcześnie wstać, żeby zdążył na samolot, nastawił budzik i położył się, w ręku trzymał zdjęcie, które dał mu Mistrz Fu. Fotografia przedstawiała dziewczynę. Zdjęcie włożył do kieszeni walizki, która stała przy jego łóżku i powiedział "Strażniczka Wielkiej Brytanii". Położył się i niemal od razu zasnął.

♥Wielka Brytania♥
 Cassidy już drugą noc spędziła u Elizabeth. Jej serce wciąż przepełniał ból. Wciąż obwiniała siebie, że nie dała rady, że była słaba. Jak się też okazało wyjazd do Paryża musiał trochę poczekać, nie mogły wyjechać od razu. Szkoła Cassidy na to nie pozwoliła, został jej tylko tydzień i musiała go przechodzić. Nie chciała ani razu więcej tam być, ale musiała. Jeśli chciała wyjechać, musiała być wytrwała. Więc kiedy zadzwonił budzik, zebrała się szybko i pobiegła do domu, żeby zabrać książki i zeszyty, po czym pobiegła do szkoły. Uwielbiała swoich nauczycieli, czego nie mogła powiedzieć o uczniach. Gdy tylko pojawiła się w szkole, poczuła się strasznie, zapomniała, że na ramieniu ma ogromną ranę i nie zabrała kurtki, więc wszyscy na nią patrzyli choćby była z innej planety. Dziewczyna szybko opuściła głowę i pomaszerowała w stronę pomieszczenia, w którym czekała na nią matematyka. Kiedy podeszła pod klasę, w całej szkole rozległ się donośny dźwięk szkolnego dzwonka. Gdy tylko pani otworzyła klasę, Cass wpadła do klasy i szybko usiadła w ostatniej ławce pod ścianą. Wiedziała, że już niedługo nie będzie musiała znosić tego wzroku. W tym momencie brakowało jej Eli. Jej włosy, gdy tylko oddaliła się od dziewczyny przybrały zwykły brązowy kolor. Znów czuła się słaba. Jak zwykle pani pominęła ją w dzienniku, przyzwyczaiła się, miało to swoje plusy i minusy. Plusem było to, że nie brano jej do tablicy, a minusem fakt, iż nie miała zaznaczonej ani obecności ani nie obecności, dlatego pewnie pani dyrektor nie pozwoliła mi wcześniej zakończyć roku. Dziewczyna postanowiła, że tym razem upomni się, że jest, więc podniosła niepewnie rękę. Pani spytała ją o co chodzi, a ta pewnie odpowiedziała, że nie została wyczytana, kobieta niepewnie spojrzała do dziennika. Dziewczyna miała rację, nauczycielka spojrzała na nią z troską i podziękowała, wiedziała, że do tej pory jeszcze nigdy nastolatka się nie upomniała o swoją obecność. Niestety to, że formalnie była obecna odbiło się na niej i została poproszona do tablicy. Dziewczyna miała szczęście, że przerabiali jej ulubiony dział. Równania. Dumnie wstała i podeszła do tablicy, czuła na sobie wzrok innych, ale powiedziała sobie, że to wytrzyma. Rozwiązanie całego równania zajęło jej niecałe dwie minuty, wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na nią. W końcu skąd mogli wiedzieć, że ona tak dobrze to potrafi, jednak jeden dwie pary oczu zwrócone były na jej ramię. Był to wzrok matematyczki oraz jednego chłopaka. Nie wiedziała, że owy chłopak wiedział o jej planowanym wyjeździe. Nie znała kolegów z klasy, dlatego nie zauważyła, że z tyłu klasy siedział obcy nastolatek, który właśnie ilustrował ją wzrokiem. Pani do niej podeszła i złapała za ramię po czym wysłała ją do pielęgniarki, z chłopakiem, który tak się jej przyglądał. Zebrali swoje rzeczy i wyszli, chłopak zabrał plecak od brązowookiej twierdząc, że księżniczki takie jak ona nie powinny się przemęczać. Teraz bardziej mu się przyjrzała, czarne włosy, wyższy od niej. Ale wyczuwała od niego coś niepokojącego. Wyczuwała od niego złą energię. Tak jakby stała przed Władcą Ciem, wiedziała, że to nie możliwe, ponieważ ani trochę nie pasował do opisu jej starego wroga. Higienistka długo wpatrywała się w ranę, nie wiedziała co zrobić, nie była bolesna, nie była też zakażona, postanowiła zabandażować ramię dziewczyny. Kiedy postanowiła wypuścić nastolatkę była już przerwa, zostały jej jeszcze cztery lekcje, w tym dwa w-fy, jedyny przedmiot, który kochała. Przed gabinetem czekał na nią z przyjacielskim uśmieszkiem, młodzieniec, który zaprowadził ją do tego samego pomieszczenia. Cass postanowiła go ignorować, w końcu to jej ostatni tydzień. Gdy tylko go ominęła ruszyła przed siebie, on jednak nie dał za wygraną i zaczął do niej słać pytania typu "Czy się dobrze czuje". Nastolatka burknęła tylko, że nawet nie wie jak on ma na imię i ukryła się w pobliskiej łazience. Była zła, energia, którą emanował była nie do zniesienia, przyprawiała ją o wściekłość, wiedziała, że coś z nim jest nie tak, ale nie chciała stawiać pochopnych wniosków. Rozległ się dzwonek świadczący o końcu przerwy, biegiem ruszyła w stronę sali gimnastycznej, fart, akurat otwarli szatnie. Przebrała się jakoś w minutę i wyszła z pomieszczenia unikając wzroku innych. Weszła na salę gimnastyczną, gdzie czekała jej ulubiona nauczycielka, szybko podjęły rozmowę, wuefistkę zaniepokoiła informacja że dziewczyna wyjeżdża, ta bez wahania opowiedziała jej o swojej ciotce. Potem zeszła się cała reszta i zaczęła się lekcja, oczywiście była siatkówka, Cassidy była najlepsza z całej klasy. Czterdzieści pięć minut szybko zleciało, tak samo jak następne lekcje. Kiedy nastolatka skończyła lekcje, czekała na nią niespodzianka, miła niespodzianka, Elizabeth wraz z mamą czekały na nią, żeby zabrać ją do siebie. Po dwóch dniach, pewnie przez syna dyrektorki, który w każdej wolnej chwili grzebał mamie w papierach, wiedziała cała szkoła, że dziewczyna wyjeżdża. Większość przez cały tydzień rozmawiała o jej wyprowadzce, przechadzając się korytarzami szkoły, słyszała cały czas swoje imię i czuła na sobie wzrok innych. Nie posiadała się z radości, kiedy był piątek, ostatni dzień w szkole oraz dzień przed odlotem. Wraz z przyjaciółką przez cały tydzień uczyły się francuskiego, nauka nie poszła w las, już po dwóch dniach znały najważniejsze zwroty. Na początku lekcji pani dyrektor wezwała młodą uczennicę na rozmowę, oczywiście nie była zachwycona faktem, iż ta wyjeżdża, lecz nie mogła nic powiedzieć, na papierach wypisu widniał podpis jej ojca, który o dziwo stawił się kilka dni wstecz w szkole i był trzeźwy. Cassidy uwierzyła, że jej jedyny rodzic jest w dobrych rękach, kiedy go zobaczyła płakali oboje. Ojciec przeprosił córkę, że jej nie wspierał i zamknął się w sobie dbając tylko o pełny kufel piwa. Dyrektorka oddała jej dokumenty i oznajmiła, iż dziewczyna nie musi tego dnia iść na lekcje. Oczywiście skorzystała i jak najszybciej wróciła do mieszkania pań Belina.
♥Cassidy♥
Wraz z Eli od razu zaczęłyśmy się pakować i sprawdzać czy wszystko mamy spakowane. Gdy wszystko było sprawdzone, zjadłyśmy kolację, jedna po drugiej się umyłyśmy, a potem próbowałyśmy zasnąć. Nie potrafiłyśmy zasnąć, byłyśmy za bardzo przejęte wylotem do Francji. W końcu żadna z nas nie jest pełnoletnia, a lecimy tam same. Damy radę, jeszcze na chwilę poszłam do łazienki, spojrzałam na końcówki włosów, uśmiechnęłam się na widok blondu widniejącego na nich. Poszłam spać. Obudził nas dźwięk budzika, szybko zrobiłyśmy koło siebie, zjadłyśmy pożywne śniadanie, wszystko dopięłyśmy na ostatni guzik i byłyśmy gotowe, aby udać się na lotnisko. Kiedy dojechaliśmy na miejsce musiałyśmy poczekać jeszcze trochę na samolot, byłyśmy podekscytowane. Elizabeth rozmawiała ze swoją mamą, a ja czytałam gazetę, na okładce był chłopak, model.  Spotkałam na żywo już modeli i modelki, mama była otwartą kobietą, jednak każdy z nich miał o sobie duże mniemanie, bardzo to było nieprzyjemne. Z zamyśleń wyrwało mnie wołanie na pokład samolotu, pani Belina przyjaźnie mnie przytuliła, tak samo córkę i ruszyłyśmy na pokład.  O dziwo zbyt dużo osób nie leciało, ale był to też środek roku szkolnego. Kiedy usiadłyśmy koło naszych siedzeń przeszedł pewny starzec, już go kiedyś spotkałam. Posłał mi ciepły uśmiech, po tym go poznałam, kiedyś przechodził przez pasy niedaleko mojej szkoły, miał zielone światło, ale szedł bardzo powoli i szybko światło stało się czerwone. Z daleka nadjeżdżał samochód, przy jego prędkości nie zdążyłby wyhamować, bez namysłu rzuciłam się staruszkowi na ratunek. Dzień później poznałam Prinksi, najpierw poznałam Serafinę. Przechadzałam się ulicami Londynu, w pewnym momencie zauważyłam, że dreptał za mną szczeniaczek, schyliłam się do niego na szyi miał lśniącą obrożę,przypominała bransoletkę. Serafina była naprawdę małą psinką, ale wszystkie dzieci rosną. Wzięłam pieska na ręce i zaniosłam do domu, zaprowadziłam ją do pokoju, na moim łóżku leżały pudełko i  kartka z napisem "Załóż bransoletkę". Niepewnie ją założyłam i wtedy pojawiła się obok malutka istotka, Prinksi. Od tamtej pory byłyśmy nierozłączne, aż do pewnego nieszczęśliwego wieczoru.  Ale odnajdę Prinksi i Serafinę. Z pomocą Elizabeth. Tylko najpierw muszę dostać się do Paryża i odnaleźć ciotkę. Moje przemyślenia przerwał start samolotu, Eli zacisnęła powieki i chwyciła mnie za rękę. Pewnie nawet nie była o tym świadoma, wyglądała na wystraszoną, ja natomiast nie miałam podobnego problemu. Z rodzicami nie potrafiliśmy w wakacje usiedzieć w domu, oczywiście kiedy Serafina podróżowała osobno byłam przerażona, ale martwiłam się jeszcze bardziej. Lot nie zajął nam dłużej niż pół godziny. Kiedy wysiadłyśmy z latającej puszki, nie mogłam uwierzyć, że jesteśmy w Paryżu. Udałyśmy się w stronę wyjścia z lotniska, po drodze zabierając swoje rzeczy. Postanowiłyśmy, że na początku poszukamy jakiejś kryjówki, a potem poszukamy cioci. Jednak, gdy tylko opuściłam lotnisko poczułam, że Władca Ciem jest blisko, jest w tym mieście. Wraz z Eli szybko znalazłyśmy idealną kryjówkę, w starym budynku znajdowała się klapa, która prowadziła na dół, było tam ciepło, dużo miejsca. Było w sam raz dla nas. Panna Belina chciała kupić pościele i poduszki, jednak zaprotestowałam, wyszłyśmy do sklepu po materiały i spędziłam wieczór na szyciu. Noc spędziłyśmy śpiąc przytulnie na starych łóżkach, które tam były. Przez parę następnych dni biegałyśmy po mieście. Wpadłam na jakąś dziewczynę, dosłownie w nią wbiegłam. Jednak nie miałam czasu, wpadłyśmy wraz z Elizabeth na poszlakę, kartkę na której pisało coś o biedronce i czarnym kocie, dziwna wiadomość, ale szukałyśmy po całym mieście dwóch zwierzaków, tego samego dnia opowiedziała mi szczegółowo o Mistrzu Fu. Następnego dnia już wiedziałyśmy o co chodziło z Biedronką i Czarnym Kotem....
♥♥♥
Witam bardzo serdecznie, po długiej przerwie jest rozdział ♥  Dedykuje go Agacie, Uszaczkowi mojemu za kolejny rok ♥  Żeby było ich więcej ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz